angielski dla zabieganych!

KONTAKT:

 

kontakt@say-it.me

tel.: 07529 155 016

fax: 0131 443 9320 

 

Edynburg

Czy wiesz, że...?.

...odpowiednio rozplanowując

swój dzień i poświęcając z niego

na naukę zaledwie 25 min.,

jesteś w stanie osiągnąć

fantastyczne rezultaty

już po 3 miesiącach!

Copyright © Kinga Kocimska. Say It! Language Services. 2010-2017. All rights reserved.

NIE DALI HOLIDEJA, CZYLI KRÓTKIE PODSUMOWANIE TEMATU

Biegłe posługiwanie się językiem angielskim czy jakimkolwiek innym językiem obcym jest aspiracją wielu z nas. Na obczyźnie natomiast staje się ono koniecznością. Uczmy się zatem regularnie, aby osiągnąć swój cel, a przynajmniej by opanować język w stopniu komunikatywnym. Dzięki temu nasze życie stanie się o wiele łatwiejsze!

Pamiętajmy jednak, że język angielski jest znacznie bardziej ekspresyjny i bogatszy pod względem ilości słów niż język polski. Jednocześnie jest oszczędniejszy w przekazie znaczenia, przez co często „kusi” nas swoją prostotą i zwięzłością. W tym zawiłym zdaniu chodzi o to, że czasami do wyrażenia myśli w języku angielskim wystarczy jedno słowo, podczas gdy w polskim do oddania tego samego znaczenia musielibyśmy użyć kilku, np. ang. abortionist = pol. osoba dokonująca zabiegu usunięcia ciąży.

Wówczas wygodniej jest włożyć nieco mniej wysiłku w wyrażenie swojej myśli, używając tylko jednego słowa zamiast całego wyrażenia, prawda? W taki oto sposób do naszego języka trafiły wyrazy typu krawat (fr. cravate) lub komputer (ang. computer), które wyparły pierwotnie zaproponowane polskie nazwy zwis męski ozdobny i elektroniczna maszyna cyfrowa. Dziś nawet trudno nam sobie wyobrazić, że te przedmioty codziennego użytku mogły się kiedyś tak nazywać!

RODZIME CZY OBCE?

Zaadaptowanie słów obcego pochodzenia (wraz z ich znaczeniami) poprzez dostosowanie ich do pisowni i wymowy innego języka nosi nazwę zapożyczenia. Krawat i komputer to zaledwie dwa przykłady z wielu, które w ten sposób z powodzeniem weszły w użycie języka polskiego. Innymi przykładami zapożyczeń mogą być terminy (np. techniczne: skaner, monitor) czy też akronimy (np. USB, SMS, SIM lock). Wszystkie te „innowacje” językowe mają w pewnym stopniu wpływ na język, którym się posługujemy - zarówno obcy jak i - przede wszystkim - ojczysty.

Przebywając za granicą można dodatkowo usłyszeć ciekawe nowotwory językowe, będące mieszanką języka angielskiego i polskiego (tzw. Ponglish). Tu z reguły słowo angielskie zostaje spolszczone poprzez dostosowanie zasad wymowy i pisowni do naszego rodzimego języka, np. holidej (holiday – wakacje, urlop), czarity (charity – organizacja charytatywna), kliner (cleaner – sprzątacz/-ka). Co więcej, w ramach lepszego dopasowania do zasad gramatyki polskiej, nowe słowa otrzymują dodatkowo polską fleksję, czyli końcówki przy odmianie wyrazów: benefity (ang. benefits - zasiłki), offa (ang. off – okres wolnego), w aprilu (ang. April – kwiecień). Wyrazów tych nie znajdziemy w żadnym słowniku, ponieważ funkcjonują one jedynie w mowie potocznej. Przynajmniej na razie.

Powstawanie tego typu słów jest uzasadnione wyjaśnionym powyżej „kuszeniem”. Takie zwroty wchodzą niestety często w nawyk, ponieważ łatwiej jest powiedzieć coś szybko i na skróty niż użyć poprawnego lecz rozbudowanego określenia. Zwłaszcza, gdy ma się pewność, że nasz rozmówca, który prawdopodobnie zna funkcjonujące przepisy i realia w takim stopniu jak my, na pewno zrozumie, o czym mowa. Pamiętajmy jednak, że jadąc na spotkanie z rodziną lub przyjaciółmi w Polsce, możemy się spodziewać, że nasz rozmówca – jeśli nie zna dobrze angielskiego – oprócz tego, że prawdopodobnie zostanie rozweselony naszą wypowiedzią, nie do końca też zrozumie, o co nam chodzi.

W OBIE STRONY

BARDZO WAŻNE jest więc, aby ucząc się słownictwa, uczyć się zarówno słów angielskich, jak i polskich. Być może brzmi to dziwnie, lecz uczenie się polskich odpowiedników słów angielskich jest równie ważne jak nauka samych słówek angielskich. Mieszkając za granicą jest to dość oczywiste, ponieważ wszystko, co nas otacza, jest po angielsku i chcemy wiedzieć, co te słowa znaczą po polsku. Będąc natomiast w Polsce często bywa, że uczymy się jedynie angielskiego tłumaczenia słów polskich. W rezultacie, gdy ktoś nas pyta: „Jak to jest po angielsku?”, nie mamy trudności z odpowiedzią. Natomiast, gdy widząc angielski tekst, jesteśmy pytani: „Co to znaczy po polsku?”, mogą się pojawić problemy z przypomnieniem sobie znaczenia.

To dlatego, że mniejszą wagę przykładamy do nauki „na nasze” (bo myślimy, że nasze jest naturalne i zawsze będzie w głowie), a ważniejsza wydaję się nauka „na obce”. W rzeczywistości obie są równie ważne! Dlatego istotne jest, aby na naszej liście słówek zakrywać ręką raz słowa angielskie, a raz polskie i na przemian odgadywać ich znaczenia. Tak samo z fiszkami w magicznym pudełku – raz patrzmy na stronę z polskim wyrazem i odgadujmy, jaki angielski jest po drugiej stronie, a raz patrzmy na słowo angielskie i próbujmy odgadnąć jego polski odpowiednik.

Dzięki temu nie będziemy kaleczyć ani języka obcego ani ojczystego, który na obczyźnie jest równie ważny. Wówczas nasza komunikacja z innymi będzie efektywna i przyjemna, a naszego rozmówcę nie będą dziwiły takie kwiatki jak: „Jadę do domu na holideja w aprilu, bo mi w dżulu nie dali offa”.

              >> Pobierz cały poradnik (plik PDF)                                >> Powrót do poradnika